2

Luctus
Dlaczego dano nam życie?
Po co się narodziliśmy?
Ofiarujemy Bogowi nasze modlitwy, lecz nasze życzenia nigdy go nie dosięgną.
Z natury jesteśmy grzeszni.
Zaczęłam dostrzegać, że nie wszyscy ludzie są warci uwagi Boga.
Jesteśmy, materialistami, aczkolwiek nie wszyscy. Mam czasem wrażenie, że Bóg siedzi na balkonie i łowi wędką karteczki z życzeniami i zastanawia się czy jesteśmy warci ich spełnienia.
Wszyscy ze mnie szydzili wyśmiewali i znęcali, nic, im nie zrobiłam, więc dlaczego stałam się kozłem ofiarnym? Nawet nauczyciele udają, że tego nie widzą. Czekałam zawsze z nadzieją, że kiedyś to się skończy. Wiedziałam, że każdy dostanie to, co mu się należy, lecz czy mi się należą te wszystkie drwiny i niesmaczne żarty? Jedyną osobą, która była mi podporą była dyrektorką szkoły. Nie ważne, ile razy się przyzwyczajałam do ich chorobliwych żartów wymyślali coś gorszego od poprzedniego.
Czułam się sama ze swoim ciężarem samotności. Zawsze uważałam, że ból cielesny nie równa się temu psychicznemu.
Nigdy nie powiedziałam mamie co się dzieje w szkole, nie chciałam jej martwić.
Kiedy w końcu myślałam, że moje piekło się skończyło jednak ono rozpoczęło się na nowo.
Teraz czekają mnie trzy lata w liceum w miejscu przeze mnie nazwanym osobistym piekłem.

°^°^°^°^°^°
Uchyliłam drzwi szafki na buty, a z niej wyleciały muchy blisko moich stóp usłyszałam ,,plask’’. Spojrzałam w tamto miejsce. Przed moimi butami, leżało małe oko, które zdawało się patrzeć prosto na mnie. Krzyknęłam przerażona, a zarazem pełna obrzydzenia. Wszyscy obecni na korytarzu zaczęli się ze mnie śmiać. Na pewno znowu podawali sobie karteczki co dzisiaj ktoś zrobi. Ktoś do mnie podbiegł i złapał od tyłu uspokajająco za moje drżące ramiona. Przerażona zaczęłam się wyrywać. Nikt mnie nie dotykał. Wszyscy się brzydzili. Szafka otworzyła się szeroko. Spojrzałam do jej wnętrza. Ścianki były całe umazane krwią i juchą. Zrobiło mi się niedobrze. Na środku zobaczyłam żabę? Chyba tak nie byłam pewna. Jej małe ciałko jest całe zmasakrowane, a wszystkie wnętrzności wyjęte na wierzch. Do gardła napłynęła mi żółć. Obok leżał ptak. Był w podobnym stanie co żaba. Już nie czułam silnych dłoni trzymających moje ramiona. Byłam tylko ja i martwe zwierzęta szafka. Chciało mi się płakać. To było okrutne. Czym zawiniły te małe stworzenia na taki los? Osoba, która stała za mną obróciła mnie bokiem do szafki. Nie widziałam nikogo wokół nas. Najwyraźniej znowu jestem w takim szoku, że nie potrafię rozpoznać co jest prawdą, a co fikcją, którą wytwarza mój umysł. Opadłam na kolana nie miałam już sił w nogach. Spojrzałam lekko za siebie. Za ramiona trzymał mnie chłopak. Chyba był tu nowy, bo nie widziałam go tu wcześniej, a to małe miasteczko liczące sobie 234 mieszkańców. Klęczał na jednym kolanie. Najwyraźniej osunął się za mną na podłogę. Zdjęłam powoli buty tak, żeby nie poczuł, że się ruszam. Wzięłam je w ręce i w chwili, kiedy poluzował uścisk wyrwałam się. Chwyciłam plecak za ramiączko i ruszyłam biegiem przez korytarz w samych skarpetkach. Zdezorientowany chłopak nie ruszyła się z miejsca tylko patrzył jak się oddalam.
Wystarczyła chwila nieuwagi, a wpadłam na jakąś dziewczynę. Miała tyle tapety na buzi, że zaczęłam myśleć czy nie użyła całej tubki fluidu. Tuż na rzęsach był tak grupo na nich osadzony, że wydawało się, iż poprawia makijaż co 10 min.
- Przepraszam - szepnęłam schylając głowę.
Teraz na pewno nikt mi nie odpuści, a szczególnie ona. Zaczęła piszczeć jak szczur. Dosłownie. Zakryłam uszy dłońmi, żeby nie słyszeć, jej histerycznych pisków. Zaczęła machać rękoma. Chyba spanikowała. W końcu w szkole opowiadają o mnie różne bzdury. Nawet nie chcę o tym myśleć. Spuściłam jeszcze niżej głowę i spojrzałam na kafelki. Są zimne. Czy moje serce też będzie takie zimne? Zamarznie na bryłę lodu? Pokręciłam głową, żeby wyrzucić te myśli z głowy. Ruszyłam w stronę klasy. Weszłam powoli do środka, a w pomieszczeniu wszystkie osoby zamilkły jakby ktoś miał je prowadzić na szubienice. Powoli na palcach podeszłam do swojej ławki. Upuściłam plecak. Znowu. Była cała wymazana w różnych wyzwiskach. Ktoś musiał się postarać, bo tym razem nie było pustego miejsca. Z plecaka wyjęłam szmatę i specjalny spray na markery. Zmyłam to przed przyjściem nauczyciela. Rozmowy znowu zagłuszyły ciszę. Siedziałam skulona w sobie. Czułam, że długo nie wytrzymam. Chciałam płakać i wrzeszczeć na nich wszystkich. Chciałam, żeby w końcu to piekło się skończyło. Do sali ktoś wszedł, a wszystkie rozmowy ponownie umilkły. Nauczyciel spojrzał w stronę drzwi.
- Zapomniałem powiedzieć wam, że mamy nowego ucznia. Przedstaw się - mruknął niechętnie.
Chyba wszyscy już wiedzieli, że mi pomógł. Raczej chciał mi pomóc. Mam nadzieję, że ze mną porozmawia, że się już do mnie nie odezwie. Nie chcę, żeby miał kłopoty, żeby znęcali się nad, nim.
Włożyłam rękę w puste miejsce na książki i wymacałam jakiś papier. Wyciągnęłam powoli znalezioną rzecz. Okazało się, że to biała koperta zaklejona naklejką w kształcie serduszka. Otworzyłam wiadomość i jak się okazało to list miłosny. Czy to prawda? kolejny żart? Po przeczytaniu wiadomości zgniotłam delikatną kartkę. Miałam zamiar tam pójść. Wyjaśnić tej osobie, żeby nie robiła sobie takich żartów, ponieważ są niesmaczne.

°^°^°^°^°^°
Po ostatnim dzwonku poszłam za szkołę. W miejsce umówienia. Na miejscu stało trzech chłopaków. Stali, żartowali sobie i się śmiali. Podeszłam do nich zdecydowanym krokiem. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale żaden z obecnej trójki się na mnie nie patrzył. Spojrzałam w stronę okien wydawało mi się, że mignęła mi ciemna czupryna nowego ucznia w jednym z nich.
Chłopacy spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się perfidnie. Jeden z nich podszedł do mnie.
- Hikari podobasz mi się! Umówisz się ze mną?
Złapał mnie za ręce. Zaskoczona spojrzałam w jego oczy i nie zobaczyłam tam nic. Wydawały się puste jak te czarne oczodoły ptaka.
Zapomniałam co chciałam mu powiedzieć.
- Na pewno?
- Tak.
- Niech ci będzie.
Uwierzyłam mu. A oni zaczęli rechotać. Śmiali się okropnie. Zza drzewa wyszedł jakiś chłopak, trzymał kamerę w ręku. Zrobiło mi się głupio.
- Wszystko masz? - zapytał chłopak, który podobno się we mnie ,,zakochał’’.
- Jasne, że tak. Niezła robota Miharu.

Przybili sobie po piątce i odeszli. Brakowało tylko tego, żeby obrzucili mnie łajnem. Usiadłam opierając się o pień, za, którym schował się tamten nieznajomy. Podciągnęłam kolana i objęłam je rękoma. Zaczęłam łkać. Czułam się taka bezsilna. Mimo jasnego słońca w cieniu drzewa było mi zimno. Może powinnam to już skończyć? Co z tego, że mam dobre oceny? Że mam miękkie serce, skoro i tak nikt tego nie docenia. Wyciągnęłam z plecaka mały metalowy przedmiot. Przyjrzałam się mu, a on zalśnił w promieniach słońca. Wystarczy jedno cięcie. To tylko jedna, krótka chwila. Wiem doskonale jak to się robi. Przyłożyłam zimny materiał do skóry, a ostra strona wbiła się w nią lekko. Zacisnęłam powieki. Pozwoliłam słonej wodzie wypłynąć spod moich zaciśniętych powiek. Przeciągnęłam żyletką po skórze, gdzie znajdowała się żyła. Zrobiłam to pionowo. Nikt nie powinien znaleźć mnie do czasu aż się wykrwawię. Uśmiechnęłam się lekko. Łzy nadal spływały mi cicho i powoli po moich policzkach. Traciłam siły. To bolało. Obraz zaczął mi się zamazywać. Jednak zobaczyłam jeszcze postać, która biegła w moim kierunku. Było za późno. Zasnęłam. Już nie miałam się obudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz